Kawa na Krecie jest równie ważna jak religia i jedzenie. Gdyby ktoś stwierdził, że nie pije kawy zostałby uznany za dziwaka, podobnie jak wegetarianin, ale o tym innym razem.

Ja jestem tu ekstra dziwakiem na całego bo piję herbatę w dużych ilościach.. ale to też odrębny temat.  W każdym razie – umawianie się na kawę, jest w zasadzie obowiązkowe. W każdy weekend – głównie w sobotę wszyscy spotykają się w centrum Iraklionu, żeby pić kawę i plotkować.

Niezmiernie ważna jest strategia – miejsce picia kawy, musi być jak najbliżej ulicy, tam gdzie nas najlepiej widać, bo naturalnie można spotkać najwięcej ludzi. Wszyscy nas widzą i z nami rozmawiają. Najlepiej więc być wcześniej, bo o dobre miejsca bardzo trudno, bądź zadzwonić do któregoś z miliona znajomych, którzy też wybierają się do centrum żeby zarezerwować nam miejsce.

Dotarcie do tego miejsca też nie jest proste i zajmuje sporo czasu, bo po drodze spotyka się znajomych z którymi trzeba chwilę pogadać… Strategia jest więc taka, że dobrze jest wcześniej zjeść spore śniadanie i 1 kawę wypić w domu, bo jak nie – zanim usiądziemy przy stoliku będziemy głodni i zmęczeni. A to nie o to chodzi…

Kawa na Krecie tania też nie jest – to od 3 do 5 euro za cappuccino. W sumie mniej więcej jak w Polsce, ale tez wychodzi się na nią częściej – więc koszty są znaczne. Lepiej nie przeliczać.

Do kawy dostaje się też wodę, czasem szklankę, czasem butelkę i praktycznie zawsze jakiś słodycz… to dobra informacja dla łakomczuchów. Warto też spróbować kawy po grecku – gwarantuję, że będziecie po niej śmigać jak górskie kozice, bo jest cholernie mocna.

Inaczej sprawa jest przedstawia, jeśli idziecie na kawę do jednej z piekarni – Savoidakis, które można tu spotkać dość często. Tam nie dość, że dostaniecie ciasto… to jeszcze zamówicie kolejne, bo wszystkie wyglądają jakby wołały – nie oprzesz mi się! Jak zresztą widać na załączonym zdjęciu… Oczywiście płakałam jak jadłam..kawa savoidakis