Nigdy w życiu nie marzłam tak jak na Krecie! Mieszkam w Narniiii. To tekst o tym – by uważać o czym się marzy. Jeśli jesteś z okolic bieguna, z pewnością kreteńska zima Cię zachwyci – jeśli nie, podkręć cudowny polski kaloryfer i czytaj…
Jestem absolutnym zmarzluchem, nie cierpię zimna, chyba że akurat siedzę zakopana w śniegu w beskidzkim domku i mam w perspektywie rozpalenie 3 pieców. Wtedy zimno trwa najwyżej kilka godzin a potem spokojnie można już biegać w samych majtkach.
Na Krecie natomiast codziennie budzisz się w temperaturze około 12 – 14 stopni a wilgotność przekracza milion procent. Jest szałowo, tyle, że na zewnątrz….
Wyjście z łóżka to próba charakteru… Generalnie i tak musisz to zrobić, ale dobrze jest mieć przygotowany ciepły szlafrok, skarpety i bambosze, żeby różnica temperatur nie zwaliła z nóg. Można też odpalić klimę, żeby trochę ciepła powiało, ale to i tak trwa 5 minut, więc szkoda prądu…
Jak już stoimy – szybko trzeba włączyć ekspres do kawy i wyjść na zewnątrz, gdzie z pewnością jest cieplej, chyba, że akurat leje… co nie jest rzadkim zjawiskiem.
Jeśli pogoda dopisuje, cudownie jest wypić kawę na słońcu, bo jak już jest to mamy około 15- 20 stopni. Tak ogrzani możemy przystąpić do prób rozpalenia zepsutego kominka… ale o tym w kolejnym odcinku…