Kreta to trwanie, nie ma sinusoidy – jest stała.

Wyoraźcie sobie, że rodzicie się na wyspie, to zamkięta przestrzeń. Wzrastacie wśród tych samych ludzi, w małych miejscowościach w których nie zmienia się nic a nic. Macie znajomych z którymi znacie się od dziecka, potem przechodzicie razem okres dojrzewania i wchodzicie razem w dorosłość… Nowi ludzie, którzy się pojawiają, żyją tak samo, nie ma ich jednak zbyt wielu. Baza się nie zmienia.

Twoja rodzina ma tawernę – przyszłość masz zapewnioną, będziesz tam pracować do końca życia a potem pewnie twoje potomstwo. Jeśli tata jest rybakiem, taksówkarzem… sytuacja wygląda tak samo.

Jeśli chcesz czegoś więcej – musisz wyjechać, nawet jak o tym myślisz to się boisz. Życie poza tą stałą bańką wydaje się przerażające. Na wyspie żyje się powoli, niezmiennie- w rytmie pór roku. W lecie w wolne dni siedzi się na plaży, w zimie ze znajomymi w tawernach. I tak dzień po dniu, rok po roku… I jest im  tak dobrze, bo nie wiedzą, że można inaczej. Niewielu wyjeżdza, ewentualnie do Aten a na wakacje na inne wyspy. Tak jest bezpiecznie, swojsko, nie trzeba się bać nowego.